Geoblog.pl    Gelus    Podróże    Azja    Mamy szczęście!
Zwiń mapę
2009
23
lis

Mamy szczęście!

 
Malezja
Malezja, Kota Kinabalu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18379 km
 
Dzisiaj postanowiliśmy się wyspać. Jeż powiedział w recepcji że jak będzie osoba organizująca wycieczki pod Mt. Kinabalu to żeby do nas zadzwonili ale nie wcześniej niż o ósmej. No, to zadzwonili po ósmej że na nas czekają:-))))) Oczywiscie Jeż powiedział że możemy być za pół godziny, zgodzili się poczekać. Więc szybko się umyliśmy, ubraliśmy i zjechaliśmy. W międzyczasie przewodnik organizował jakieś śniadanko dla mnie, bo ja nie mogę jechać z pustym żołądkiem, i pojechaliśmy.
W busiku oprócz nas była para z Singapuru, bardzo inteligentni, dużo wiedzieli o Polsce, co się tu rzadko zdarza. I dwie panie z Malezji również dość inteligentne. Cała czwórka chętnie słuchała opowieści z i o Polsce bo w sumie to jesteśmy dla nich egzotyką:-)
Jechaliśmy przez miasto, potem w górę poza miastem w kierunku Mount Kinabalu. Zatrzymaliśmy się na małym straganie z owocami, gdzie próbowaliśmy coś czego u nas na pewno nie ma:-) Kolejny przystanek był nieco dłuższy i mogliśmy zjeść śniadanie. Hm.. powiedzmy ze restauracji to tu nie było;-) takie stragany dla miejscowych gdzie cięzko się było po angielsku dogadać. Na migi i łamaną angielszczyzną zamówiliśmy dla mnie ryż (zawsze bezpieczny) i dla Jeża ryż z warzywami, i herbatę. Tą ostatnia dostaliśmy od razu z mlekiem i cukrem:-) Po jedzonku o dziwo nie mieliśmy żadnych sensacji;-) widać sprawdza się że miejscowe jedzenie nie jest takie złe jak się do tego uprzedzamy.
Dojechaliśmy do parku pod górą gdzie obejrzeliśmy jakąś wystawę, a my z Jeżem stwierdziliśmy że chcemy poczuć trochę natury i zaczniemy schodzić a busik nas zgarnie. Tylko że w pewnym momencie już nie było z górki tylko pod:-) Na szczęście akurat wtedy podjechał busik;-)
Potem pojechaliśmy na obiad w ładnym miejscu widokowym. Standard: ryż ryba w sosie słodko kwaśnym, kurczak , owoce;-)
Kolejny przystanek to raflezja. Raflezja to największy kwiat na świecie. Kwitnie raz do roku i tylko przez siedem dni. My mieliśmy to szczęscie że własnie był jej szósty dzień:-)
Oczywiście miejscowi na których terenie zakwitła od razu robią siedmiodniowy biznes, czyli wjazd na ich teren ich samochodem za opłatą. Dojście do raflezji płatne ale opłacało się. Nie sądze że bym kiedyś miała okazję trafić jeszcze raz akurat w czas jej kwitnienia.
Ostatni punkt dzisiejszej wycieczki to gorące źródła Poring. Naturalna ciepła woda, trochę śmierdząca;-) w której można pomoczyć końcówki. Posiedzieliśmy i pomoczyliśmy nóżki, pogadaliśmy z przewodnikiem i kiedy czas dobiegał końca spytał się czy chcemy iść na canopy walk czyli taki wiszący, linowy most. No to my, że of course. Najpierw trzeba było do niego podejść ostro pod górę a potem przejśc mniej więcej koło 40 metrów nad ziemią na kołyszącej się kładce:-) Ale my lubimy takie wyzwania więc było fajnie:-)
A potem dwie godzinki powrotu do miasta. Pod hotelem poszliśmy do takiego mini centrum handlowego gdzie Jeż kupił sandały bo jego już były rozwalone. Potem chipsy, dobranocka i spać:-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Gelus
Ola i Jurek
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 17 komentarzy17 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
06.11.2009 - 24.11.2009
 
 
25.10.2007 - 19.11.2007