Urodziny Jeża. Happy birthday Jeżu!!!!
Zwiedzanie stolicy Kambodży Phnom Penh zaczęliśmy od Pałacu Królewskiego gdzie zobaczyliśmy srebrną pagode, Pawilon Tańców Apsara, Pawilon Ślubów, Kremacji i intronizacji oraz Świątynię Królewską. Było gorąco, ale ja właściwie już się do tego przyzwyczaiłam, że po prostu się ze mnie leje.
Architektura zdecydowanie inna niż w Wietnamie, w końcu to kraj buddyjski i to widać. Nawet w zachowaniu mieszkańców. Są uśmiechnięci, mili, kłaniają się na każdym kroku jak w Tajlandii. Potem przejeżdżaliśmy przez miasto, zatrzymaliśmy się na foto machen przy Pomniku Niepodległości, który był świeżo ozdobiony, gdyż w Kambodży Dzień Niepodległości był 9 listopada. Dalej skierowaliśmy się do więzienia S21 gdzie Jurek opowiedział o rządach Czerwonych Khmerów. Naprawdę ciężko zrozumieć jak można wybić blisko 2 miliony własnych obywateli. W Więzieniu byli torturowani do momentu aż się przyznali, ze są przeciw Partii i wtedy ich zabijano. Przejmujące są historie ludzi z poza Kambodży. Młody, 19 letni Amerykanin płynął jachtem na wakacje. Mimo, iż wiedział i uważał żeby nie wpłynąć na wody terytorialne Kambodży to nawigacja go zawiodła. Został aresztowany i przewieziony do więzienia. Tam torturowany „przyznał się”, że w wieku 14 lat wstąpił do CIA. Zrobiono pokazowy proces i skazano go za szpiegostwo na śmierć. Albo Australijczyk, dziennikarz, który sympatyzował z Partią Czerwonych Khmerów. Ponieważ pisał pozytywne artykuły i wysyłał w świat, Khmerowie pozwolili mu na bycie „obserwatorem”. Ale jak to się mówi: dajcie człowieka znajdę na niego paragraf. Gdzieś cos zrobił co nie spodobało się rządzącym i skazali go na śmierć.
Ludzi zabijano poza stolicą, na odludziu, na polach Choeung Ek. Tam pojechaliśmy po zwiedzaniu więzienia. Stoi tam pagoda z czaszkami osób tam straconych. A odbywało się to w różny sposób; czasem strzał w głowę, czasem jej ścięcie, rozbijanie dzieci o kamienie. Makabra. Taki nasz Katyń czy Oświęcim. Naprawdę ciężko o tym rozmawiać.
Po tych trudnych wrażeniach pojechaliśmy na obiad. Tym razem w formie bufetu, z olbrzymią ilością róznego rodzaju jedzenia. Najedliśmy się jak za Gierusa i skierowaliśmy w kierunku Siem Reap, po drodze zatrzymując się na wzgórzu Pani Penh (Lady Penh Mount). Tam pożegnaliśmy naszego przewodnika i ruszyliśmy w około 5 godzinną trasę, w trakcie której mieliśmy okazję oglądać wiejskie życie Kambodżan. Biedę ale jednocześnie taką radość życia. Zatrzymaliśmy się przy bazarze w Skun gdzie widzieliśmy lokalne przysmaki: smażone pająki czy szarańcze;-) Zobaczyliśmy też wiele dzieci, które nie żebrzą, ale sprzedają różne rzeczy żeby utrzymać siebie i rodzinę. Szybka szkoła życia.
Do hotelu dotarliśmy około 19 i po zakwaterowaniu poszliśmy odpoczywać gdyż nazajutrz czekał nas ciężki dzień.