Geoblog.pl    Gelus    Podróże    Azja    Nocleg na wsi
Zwiń mapę
2009
09
lis

Nocleg na wsi

 
Wietnam
Wietnam, Cần Thơ
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11659 km
 
Po przerywanym śnie pobudka zamiast o szóstej pół godziny później. Śniadanko i wyjazd w stronę Can Tho. Po jakiejś 1,5 godzinie zatrzymujemy się na krótką przerwę. Piję tutaj dużo coca coli, powiem szczerze, że może woda nawadnia ale cola natychmiastowo orzeźwia. Dojeżdżamy do „portu”. Wszyscy szykują się na komary, których co prawda potem nie widzimy ale może właśnie dlatego.
Płyniemy wodnym „tuktukiem” Oglądamy jak żyją Wietnamczycy wzdłuż i na Mekongu. Na wodzie znajdując się łodzie, które są domami, sklepami, hotelami itp. Mijamy łodzie z bananami czy innymi owocami. Pierwszy przystanek to wyspa, na której widzimy jak się robi ryż prażony, dmuchany o przeróżnych smakach oraz coś na kształt naszych krówek opakowanych w jadalny papier ryżowy. Odważni próbują wódkę na wężu; podobno dobre na potencję ;-) Jeż nie próbuje;-)
Jest bardzo gorąco i parno. Wszyscy jesteśmy ubrani w długie spodnie i bluzki jako ochrona przed komarami. Pływam dokładnie jak w dniu naszego ślubu. Temperatura była wtedy podobna a ja miałam pończochy i suknię:-)
Płyniemy dalej całkiem spory kawałek i w kolejnym punkcie przesiadamy się na czteroosobowe łódki bez silników na napęd ręczny :-). Dowożą nas one na obiad: ryba, krewety giganty, rosół na słodko, ryż i jakieś mięso, które z przyjemnością pochłaniają miejscowe pieski.
Kolejny punkt programu to wyspa, na której znajdują się plantacje różnych owoców. Duriana nie było:-) natomiast było takie coś co mi smakowało, nazywają to gwiazda i jest kwaskowe, u nas podobno to jest i się jakoś na k nazywa:-) Musze poszukać po powrocie. Dostaliśmy parę owoców do degustacji oraz mieliśmy mały pokaz folklorystyczny. No jakoś nie jest to typ muzyki, który do nas przemawia:-) usiłowaliśmy się nie śmiać no ale mój kot ladniej miauczy:-)
Po 15 minutach dalszego rejsu dopłynęliśmy do „portu” gdzie autokarem pojechaliśmy dalej.
Po jakiejś godzince z przerwą na zakupy dotarliśmy na wieś. Na głuchą, zabitą dechami wieś. Najpierw trzeba było przejść jakieś 500-600 metrów w głąb od ulicy, ciemno, głucho i do domu daleko;-) Potem „pokoje”. Jurek co prawda nie obiecywał luksusów… były to chatki drewniano słomiane, w których były łóżka i moskitiery. Prysznic i toaleta w podobnych okolicznościach przyrody. 4 kabinki zbite ze słomy:-) No warunki ekstremalne.
Wieczorem siedzieliśmy razem z gospodarzami przy kolacji. Najpierw samodzielnie robiliśmy sajgonki – strasznie im się ta nazwa spodobała, po angielsku to spring rolls. Potem była ryba, makaron sojowy, zupa, sajgonki upieczone, wódka z Polski, śpiewy, rozmowy. Pierwsze sto lat dla Jurka. Gospodarz się trochę zepsuł po polskiej wódce;-) trzeba było go odprowadzać do pokoju:-) I spanko. Pani mnie otuliła w moskitierę, aha , najpierw zimny prysznic i smarowanie przeciwkomarowe. Jurek przyszedł później i się porządnie zabezpieczyliśmy moskitierą. Najlepsze było że Jurek powiedział, że nie ma nic do przykrycia, a ja marznę nawet w 30 stopniowych upałach. Więc co on się odsunął ode mnie w nocy to ja się budziłam z zimna. Rano zobaczyłam że pod poduszką było przykrycie. No comments:-). Poza tym mają tu jakieś dziwne koguty, które piały całą noc więc do zbyt przespanych nie należała – kolejna
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Gelus
Ola i Jurek
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 17 komentarzy17 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
06.11.2009 - 24.11.2009
 
 
25.10.2007 - 19.11.2007