Polowanie na kangury:-)

Rano pojechaliśmy do centrum Alice Springs na śniadanko na deptaku Todd. Jedliśmy w takiej fajnej knajpce o sportowym wystroju. Podczas śniadania moglismy oglądać Aborygenów, którzy snuli się z miejsca w miejsce, siadali na trawie, ławkach i nic nie robili.
Potem pojechalismy do stacji telegrafu gdzie rozpoczęła się historia miasta. Jeż zaczął o tym opowiadać na parkingu, niestety tym razem ważniejsze były kangury!!!! Prawdziwe, duże, dzikie kangury!! Nie żadne zoo czy park. Obcowanie z takimi zwierzątkami na wolności robi wrażenie. Zarówno wczorajsze kangurki wallaby jak i te wielkie. Podchodzilismy po cichu a one "cięły głupa" że niby nas nie widzą. Tylko strzygły uszami i nagle skakały dalej.
Tu również kupiłam misia koalę:-))))
Następny punkt, to stacja latających doktorów. Jest to zorganizowana opieka medyczna dla małych wspólnot zamieszkujących środek Australi, do których jest trudny dostęp. Twórca tego systemu John Flinn jest na banknocie 20 AUD.
Jadąc dalej widzielśmy pociąg GHAN, który jeździ przez całą Australię z Darwin do Adelaidy dwa razy w tygodniu. Pociąg miał chyba ze 20 wagonó pasażerskich.
Stanęliśmy przy grobie Johna Flinna, i nikomu nie chcialo sie wychodzic bo tak bylo goraco. No ale fotki strzelone, jedziemy dalej.
Następnie pojechalismy do rozpadliny skalnej Simpson's Gap w zachodniej części Gór Mc Donnel. Nie było niestety kangurków wallaby a Jez je kiedyś tam widział. Chodziliśmy w korycie wyschniętej rzeki,.

Potem wróciliśmy do Centrum, tzn my zawiźlismy cześc osob na basen do motelu, a drugi samochód od razu pojechal. W Centrum kupiliśmy pamiątki i zjedlismy obiad.
Nadszedł czas aby pożegnać goracy outback. Pojechalismy na lotnisko a stamtąd polecielismy do Cairns, gdzie byliśmy wieczorem i od razu pojechalismy do hotelu spać.

Komentarze (0)