Geoblog.pl    Gelus    Podróże    Australia i Nowa Zelandia    Pierwsze wrażenia w outbacku
Zwiń mapę
2007
12
lis

Pierwsze wrażenia w outbacku

 
Australia
Australia, Alice Springs
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20061 km
 

Rano czułam się trochę lepiej i stopniowo w ciągu dnia ból przechodził, ale z jedzonkiem się bardzo oszczędzałam. Mam nadzieje ze cos schudłam hehehe.
Zaczęło się niezbyt przyjemnie, bo zamówione taksówki po prostu nie przyjechały, no worries:-) Wiec Jeż z Witkiem łapali taksówki, ale już takie zwykle osobówki. Na raty dojechaliśmy na lotnisko. Tam Jeż postarał się żeby odprawili nasze bagaże grupowo, to jest korzystne, bo nie patrz wtedy na wagę, a z dnia na dzień z przerażeniem dźwigam moja walizkę. Myślę ze do dnia odlotu będzie miała 32 kg He He. Na razie wykazało cos kolo 26, nie jest źle.
Potem mały free time na lotnisku i lot do Alice Springs. Tam mieliśmy wreszcie zobaczyć Aborygenów (nie Ulcia, nie porwali mnie, Lol, nawet bym nie chciała, liczę na Maorysów Lol)
Już na lotnisku po przylocie było fajnie. Gorąco i szło się po płycie lotniska:-) Krótkie oczekiwanie na bagaż, Jurek poszedł załatwić formalności samochodowe. Mamy dwa samochody takie po 8 osób. W jednym jedzie Władek z Agnieszką, Teresa z Adamem i Witek, oraz większość naszych bagaży. W drugim reszta osób, czyli Krysia, Jurek i Teresa, Aleksander i Andrzej, i my. Walizki zmieściły się chyba tylko trzy. Ruszamy. Najpierw mały postój w Alice Springs. Właściwie mamy kupić tylko wodę, bo w outbacku będzie niezbędna. Miasto i okolice będziemy zwiedzać podczas powrotu. Zakupy zrobione. Można jechać. Ja kupiłam trzy cytryny, bo jakoś bardzo mi kwasu tu brakuje, a może to po tym małym zatruciu?
Na drodze pierwszy znak drogowy z cyklu Uwaga kangur:-) potem będzie ich już tyle ze nie będzie się zwracać uwagi. Jedziemy. Pierwszy postój u śpiewającego Dingo. Miły zajazd, którego właściciel posiada niezwykle uzdolnionego psa. Teresa usiadła do pianina i zaczęła grac. Nagle pojawił się właściciel z psem Dingo, który wskoczył na klawiaturę. Teresa się przestraszyła, ale pan powiedział żeby grala dalej. I pies zaczął śpiewać no autentycznie hi hi. Na ścianach zajazdu były zdjęcia od młodości psa, faktycznie właściciel znalazł go gdzieś jako szczeniaka i przygarnął. Piesek jest już dość wiekowy, wiec możliwe ze za parę lat już nie będzie śpiewającego Dingo…
W drogę. Co widać.. no widać.. dużo czerwonej, wysuszonej ziemi, gdzie niegdzie zielone krzaczki, i gdzie niegdzie kangury, ale martwe:-( no niestety nocą kangury zbliżają się do drogi i giną na niej mimo ze ruch jest minimalny. Tak mniej więcej na godzinę mijają nas jakieś 3-5 samochodów.
Następny przystanek to taki zajazd gdzie widzimy wielu Aborygenów, niektórzy siedzą gdzieś pod drzewem, niektórzy na ławce. Widok wcale nie jest przyjemny, tak naprawdę przez cala wycieczkę tylko upewniamy się w poglądzie ze dążą oni do całkowitej degeneracji. Dzieci maja obowiązkowe tylko podstawowe nauczanie, a potem to już nikomu się nie chce. Od państwa dostają cos w rodzaju zasiłków i odszkodowań to po co maja pracować.
Ruszamy. Dojeżdżamy do bazy turystycznej w Ayers Rock. Powoli się ściemnia. Jest mnóstwo komarów, atakują jakby z tydzień nie jadły. Pokoje mamy cztero osobowe. My śpimy z Krysia i Teresą. Przed kolacja Jeż zaprasza wszystkich na imieninowa wódeczkę, potem wszyscy Ida na kolacje a ja idę spać; oszczędzam jeszcze żołądek a jutro trzeba wcześnie wstać.



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
chmiel
chmiel - 2007-12-04 16:57
Sydney to rzeczywiście dziura jakich mało - nam też nie przyjechała zamówiona taksówka :-) A już myślałem, że to przez mój kulawy angielski...
 
 
Gelus
Ola i Jurek
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 17 komentarzy17 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
06.11.2009 - 24.11.2009
 
 
25.10.2007 - 19.11.2007