Dzisiaj dzien zaczelismy sniadankiem w hotelu - zeby szybciej - i poszlismy na dlugi spacer; hyde park, pomnik Cooka, katedra Najświętszej Marii Panny, budynki rzadu kolonialnegeo i przez Ogród botaniczny gdzie ciekawostką były nietoperze tzw latajace lisy, ktore "obrastaly' drzewa, do nabrzeża gdzie był piękny widok na Opere i Harbour Bridge razem, Jez mi podpowiada że to punkt Macquarine. Tam mozna zrobic takie charakterystyczne, pocztowkowe zdjecia z Operą i Mostem w tle. Potem dalszy spacerek pod samą Opere i tam troche wolnego na kawe itp. Potem przyjemny rejs na Manly, dzielnice Sydney taka kurortową, no takie nasze Miedzyzdroje hehehehe, średnio mi sie podobalo, po prostu jeszcze jeden kurort. Poza tym powoli zaczynal bolec mnie zoladek ale jeszcze nie najgorzej. Mielismy czas wolny na plazowanie i zwiedzanie. Niestety woda byla troche zimna i pojawily sie meduzy na plazy wiec nie mozna bylo sie kapac. Ale posiedzielismy z Jezem na plazy, bylo cieplutko, morze szumialo - full romantik:-)) No i przysnelismy na jakies 20 minut co spowodowalo moje czerwone nozki i oplaona twarz Jeza. Brzuszek bolal coraz bardziej, do tego zaczely pojawiac sie dreszcze. Ruszylismy w stronę dworca promowego, żeby sobie cos po drodze zjesc. Usiedlismy w knajpce i ja wzielam duza herbate z cytryną a Jez fish and chips:-) Czulam sie coraz gorzej. Caly powrotny rejs (okolo 1/2 godziny) przespalam, potem juz tak sie zle czulam, ze poszlismy prosto do hotelu, a ludzie mieli czas wolny. W hotelu Caly czas spalam , budzilam sie tylko zeby napic sie herbatki, wziac lekarstwa i Jez zalatwil mi chlebek zebym cokolwiek zjadla. Budzilam sie w nocy. Mysle ze to byla reakcja organizmy na zmiane czasu, strefy i klimatu.