Dzisiaj o 8.30 wyjechalismy do misiow!! No dobra, wyjechalismy do Blue Mountains ale dla mnie atrakcja mialo byc przytulenie misia koala.
Wyjezdzajac z centrum Sydney bardzo szybko pojawia sie juz niska zabudowa. Jedziemy przy Parku Olimpijskim zbudowanym na olimpiade 2000 r, na ulicy widac niebieska linie - to slady po trasie maratonu.
Jedziemy z lokalnym przewodnikiem ale wiekszosc rzeczy opowiada Jez sam:
- nazwa Blue Mountains od koloru lisci eukaliptosow, jest duzo gatunkow eukaliptusow, ale tylko jeden jest jedzony przez misie koala;
-w Australi zyje okolo 20 mln mieszkancow, z czego w Sydney okolo 4 mln, Aborygeni - to okolo pol miliona z czego 40 % to tacy "prawdziwi", wlasciwie prawei nieprzystosowani do zycia w obecnych warunkach, nie pomaga im w tym alkohol i narkotyki. Dlatego w Australi dostep do wysoko procentowcyh trunkow jest ograniczony i utrudniony;
- moje spostrzezenie:-) Ople nazywaja sie tu Holdeny, a Opel Corsa to Holden Barina, Astra to Astra:-) to takie moje zboczenie:-)
Przejezdzamy przez dzielnice Blacktown i wjezdzamy do Wildlife Park gdzie wita nas maly kangurek wallaby.
No i tu nastepuje zawod. Nie mozna wziac na rece misia koala:-((, zdjecia przy misiu mozna robic dowolnie ale na rece nie. Mysle ze to dlatego ze jest duzo ludzi a przeciez nie chcemy meczyc zwierzatka. Za to mozna glaskac i karmic kangury, ktore z przejedzenia ledwo chodza, sa brudnawe i chyba niezbyt dbaja o siebie. Oprocz tego widzimy psy Dingo, olbrzymiego krokodyla i diabla tasmanskiego, ktory jest strasznie brzydki:-) , oczywiscie rozne ptactwo.
Nastepna atrakcja to przejazd w gory i pierwszy punkt widokowy Echo. Widok na Trzy Siostry, trzy skaly podobne obok siebie. Najpierw byla calkowita mgla ale jak na nasze zyczenie sie rozwiala i ujrzelismy piekne widoczki.
Potem przejechalismy na punkt Scenic World. Tam zjechalismy kolejką szynową o kącie nachylenia 50 stopni i poslzismy na spacer po lesie deszczowym. Wjechalismy tym razem kolejka linowa. Potem przerwa na lunch i powrot.
Jeszcze krotki postoj w miasteczku Katoomba, takie niby zachowane w stylu "dzikiego zachodu" ale zdecydowanie ladniejsze bylo wczesniejsze miasteczko "Loura" - nie jestem pewna pisowni.
Wracajac do Sydney podjechalismy na tereny olimpijskie. Zobaczylismy z zewnatrz stadion projektowany przez Polaka; Edmunda Obiale, znicz olimpiski a pod nim szukalismy nazwisk Polakow ktorzy zdobyli medale.
Wieczor zakonczylismy na Sky Tower w Sydney. Niektorzy poszli na kolacje do obrotowej restauracji, a my wypilismy herbatke, zjedlismy ciasteczko i poszlismy spacerkiem do hotelu. a ha , jeszcze w sky tower byl Oz Trek czyli wirtualna i trojwymiarowa podroz po Australii