Dzisiaj zaczęliśmy od Animal Kingdom, jedynego parku którego nie widział Jeż. Park chyba najfajniejszy z dotychczas widzianych. Zrobiony jakby w dżungli co było przydatne bo dzięki drzewom nie odczuwało się tak bardzo upału. Zaczęliśmy od parku dinozaurów..
1. Dinosaur – przejażdżka wagonikami po ciemnym świecei okrutnych dinozaurów, wagonik przyspiesza, hamuje, trzęsie się, dinozaury straszą fajne
2. Primeval Whirl – lightowy coaster, małe wzniesienia, trochę obrotów, takie w sam raz dla mnie , żeby nie zrobiło się niedobrze. A pani która jechała z nami trochę się zrobiło;-)
W przerwie zrobiliśmy sobie zdjęcia w takiej budce co to się śmieszne zdjęcia robi bo zawsze takie chciałam mieć Straciliśmy trochę czasu bo zdjęcia nie chciały wyjść ale przy pomocy nożyczek jakoś sobie poradziliśmy;-)
3. Expedition Everest – zajebisty roller coster, już z daleka widać ośnieżone szczyty Himalajów i słychać wrzask ludzi. Podeszliśmy do punktu widokowego gdzie widać z jakiej wysokości wagoniki z ludźmi zjeżdżają. Wow , hardcore. Odprowadziłam Jeża do wejścia i… poszłam z nim, a co tam, raz się żyje. A poczucie tej adrenaliny o której wcześniej pisałam jest niesamowite. Było super.
4. Kali River Rapids – spływ pontonami wzdłuż rzeki, oczywiście tak zrobione że spływa się z wysokości i zostaje się obchlapanym. Trochę nas zmoczyło ale tak nam się spodobało , że postanowiliśmy iść drugi raz No, tym razem nas zmoczyło dokładnie do majtek.. włącznie;-) Mimo że ciepło to jednak schłam parę godzin. Ale było extra
5. Ścieżki ze zwierzętami – ze dwie trasy gdzie chodziło się troszkę jak w zoo i oglądało zwierzęta.
6. Kilimanjaro Safari – to też bardzo fajnie zrobione. Jeździliśmy takimi ciężarówkami jak na prawdziwym safari (tzn tak mi się wydaje;-) po olbrzymim parku – sawannie gdzie spotykaliśmy żyrafy, słonie, okapi, lwy itp. normalnie chodzące wolno, nie za ogrodzeniami.
7. Po przerwie na obiadek – it’s tough to be a Bug – pokaz 3 D, taki miły akcent na zakończenie tego parku.
Animal Kingdom to naprawdę park rozrywki do polecenia, atrakcje i dla małych i dla dużych – oczywiście lubiących się bawić.
Autobusem i mono railem podjechaliśmy do Magic Kingdom. To drugi park wg mnie do polecenia. To jest taki typowy Disneyland jaki znamy z Hongkongu lub chociażby spod Paryża. Podobny układ , podobne atrakcje. Dzięki temu wiedzieliśmy na co iść co ominąć. Oczywiście było tez parę nowości..
1. Monsters Inc. Laugh Floor – bardzo przyjemny pokaz oparty na postaciach z rysunkowego filmu znanego u nas jako „Potwory i spółka” Zabawa z widownią, postaci na ekranie dostosowujące się do tego co mówi wybrana osoba z widowni. Śmieszne i do polecenia
2. Przejażdżka wagonikami poprzez cześc nazywaną Tomorrowland. Bez szału ale pozwoliła poukładać sobie gdzie c mniej więcej jest
3. Space Mountain – rollercoaster kosmiczny, robi się niedobrze, raz byłam i wystarczy. Jeż poszedł sam i wyszedł bardzo zadowolony
4. Snow White’s Scary Adventure – przejażdżka poprzez bajkę o królewnie Śnieżce, przerażające… dla dzieci do lat 4;-)
5. Pokaz Filharmonia Myszki Miki- film 3 D, słodkie
6. Hounted Mansion – Dom strachów. Trupy, zwłoki, trumny, obcięte głowy, hologramy i takie tam. Przejażdżka po domu w którym straszy. Lajcik;-)
Po przerwie na sałatkę owocową i ogórka kiszonego.. tak tak , dobrze czytacie, zgodnie z moda na zdrowe jedzenie są punkty fdzie można kupić owoce i warzywa.
7. The Hall of Presidents – propagandowy film o wielkości USA i jej wspaniałych prezydentach;-) na poważnie to nawet nie głupio zrobione, a na końcu są poruszające się figury wszystkich prezydentów USA
8. Splach Mountain – to co tygryski lubią najbardziej czyli woda Pływa się w łodeczkach które oczywiście na końcu spadają z wysokiego wodospadu i woda oblewa siedzących w nich ludzi. Próbowaliśmy zauważyć w którym miejscu należy usiąść żeby być najmniej oblanym, bo jednak na wieczór już nie chciałam być mokra. Ale oczywiście za każdym razem oblewało w różnych miejscach. Łódka płynie sobie spokojnie przez dłuższy czas po krainie jakiegoś słodkiego króliczka, i jest tak błogo, ładnie i w ogóle no a potem następuje mocny spadek i chlup. Tym razem mnie oszczędziło jako tako ale zalało trochę Jeża, co oczywiście w ogóle go nie przejęło
9. Big Thunder Mountain Railroad – train coaster, strasznie wygląda ale łagodny. Najpierw Jeż poszedł sam a potem namówił mnie żebyśmy poszli razem.
I to była ostatnia tego dnia atrakcja. Jeszcze cudowny pokaz ogni sztucznych i do hotelu.