Geoblog.pl    Gelus    Podróże    Gelus i Jeż na Florydzie i płd wsch USA    Uważaj w jakim języku mówisz;-) czyli polskie akcenty
Zwiń mapę
2010
31
sie

Uważaj w jakim języku mówisz;-) czyli polskie akcenty

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Clearwater
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9811 km
 
W nocy się budziliśmy. Po pierwsze spaliśmy na poddaszu więc było gorąco. Klimatyzator tak głośno chodził że nie zasnęlibyśmy, więc trzeba było wyłączyć. Po drugie organizm wzywał do powstania;-) w końcu dla niego był poranek  Organizm Jeża nawet wezwał go do natychmiastowego spełnienia pierwszej czynności mężczyzny po przebudzeniu.:-) Tylko że była jakaś trzecia w nocy a organizm stwierdził że dziewiąta i czas do toalety
Pomimo przerywanej nocy wyspaliśmy się i szybko wstaliśmy. Małe śniadanko, kawusia i Lola zawiozła nas na lotnisko Newark gdzie mieliśmy jeszcze dwie godziny do odlotu naszego samolotu Continental do Tampy. Jeż zjadł śniadanko, ja wodę;-) Ach!! Jaka ja jestem mądra dziewczynka że w ostatniej chwili w Warszawie chwyciłam sweter!! Owszem, na dworze 32 stopnie, ale w każdym pomieszczeniu klimatyzacja ustawiona tak pewnie na 16. Pamiętam jak miałam załatwiony pierwszy pobyt w Stanach gdzie przeziębiłam się w muzeum i ponad dwa tygodnie byłam chora. Jak to? – spytają ci co mnie znają – Przecież ty zawsze bierzesz tony lekarstw na wszystko.. No biorę, biorę.. ale nie sądziłam że przytrafi mi się przeziębienie. Teraz mam wszystko ze sobą, więc nie będę chora ale wróćmy na lotnisko. Spokojnie czekaliśmy na odlot i spokojnie podeszliśmy do boarding. A tu się okazało że mój bilet wydrukował się jako „wymagający papieru” a nie elektroniczny, no i było trochę zamieszania. Już się przestraszyłam że nie polecimy ale panie coś tam posprawdzały i stwierdziły że mogę lecieć;-) uff.. Samolot linii Continental dość wygodny i nowy, każdy ma monitorem przed nosem aczkolwiek chcesz coś oglądać płać 6 dolarów;-) Możę się skuszę w powrotnej drodze. Trochę się przespałam (standard) Jeż zjadł mufinki i poszedł spać. Wyciągnęłam jakiś magazyn do poczytania i.. nie mogłam wyjść z szoku. Jaki to zmyślny naród ci Amerykanie, ułatwiają sobie życie na Maksa. Ten magazyn to było coś w rodzaju katalogu wysyłkowego. A oto parę cudów, które przyciągnęły moją uwagę:
- walizka – szafa; to akurat fajny pomysł. Z górną część walizki się podnosi i robią się materiałowe półeczki, coś fajnego dla podróżników;
- domowa toaleta dla psów; no to generalnie horror, kawałek maty na której jest sztuczna trawa, niby sugerują że to na wypadek gdyby właściciela nie było w domu, ale jednocześnie jest napisane, że gdy jest brzydka pogoda.. czyli żegnajcie spacery;
- drabinka dla małego pieska żeby mu się łatwiej wchodziło na kanapę (lololol);
- ooo, to czaderskie, kuweta dla kota która wygląda jak kibelek i można „spuścić” to co kotek zrobił ;-)
- podręczny klimatyzator, moskitiery które można użyć w każdym miejscu np. w garażu gdy myjesz samochód, ozdobne kuwet wyglądające jak meble i wiele innych mniej lub bardzije użytkowych 
Dolecieliśmy do Tampy gdzie najpierw poszliśmy po samochód. Cieplutko ale trochę bardziej wilgotno. Standardowo pan próbował nam wepchnąć droższy samochód ale Jeż twardo twierdził że nie potrzebujemy większego. Poczekaliśmy chwilę i przyprowadzono oczywiście lepszy samochód niż zamawialiśmy oczywiście po cenie tańszego, chyba dlatego że tacy fajni jesteśmy;-) Zapakowaliśmy się do naszej mazdy 3 i w ogóle nie zatrzymywani wyjechaliśmy z parkingu.
Jesteśmy na Florydzie;-) Do miejscowości gdzie mieliśmy pierwszy nocleg, Clearwater , jechaliśmy w typowym „florydowym” krajobrazie. Tzn mi się tak kojarzyła zawsze Floryda, chociaż oczywiście to zobaczyłam przerosło oczekiwania. Mnóstwo wysepek, półwyspów gdzieniegdzie połączonych groblami no i mostami. No niesamowicie to wygląda jak się jedzie droga a dookoła woda, pod drogą woda.. Puste plaże, turystów prawie wcale. Możliwe że dlatego iż jest to jednak zatoka meksykańska. Mimo że sam Barack się tu kąpał żeby pokazać że zagrożenia nie ma, to jednak ludzie nie do końca w to wierzą. Jadąc zobaczyliśmy pierwszy polski akcent na Florydzie; restaurację Pierogi grill . Po dojeździe na miejsce okazało się że hotel mamy przy samej plaży Econo Lodge bardzo przyzwoity w środku. W recepcji siedziała pani o bardzo charakterystycznej słowiańskiej urodzie i swojsko brzmiącym imieniu Renata Nawet nieźle mówiła po polsku mimo, że sama nigdy w Polsce nie była..
Zostawiliśmy rzeczy i pojechaliśmy wzdłuż pięknego wybrzeża, mijając po drodze kurorty, do St. Petersburga, do Muzeum Dalego.
Niepozornie wyglądający budynek mieście w swych wnętrzach drugą co do wielkości kolekcję dzieł Dalego. Są to zbiory małżeństwa Morse, którzy poznali Dalego gdy jeszcze nie był tak bardzo sławny a jego dzieła tak bardzo drogie. Oni jednak zachwycili się i samym artystą i tym co tworzył. Kupowali od niego głównie obrazy, Po latach ich wartość była tak wielka że nie Morsowie nie mogli by zapłacić podatku bez sprzedania chociaż części. Próbowali przekazać dzieła do większych muzeów ale tam nie chciano całości. I tak padł pomysł muzeum w ST Petersburgu gdzie małżeństwo miało drugi dom. Idei przyklasnęła Gala która urodziła się w ST Petersburgu tyle że w Rosji;-) I tak powstało muzeum.
Po salach oprowadzała nas miła trochę śmieszna starsza pani, wolontariuszka, która na szczęście nie przynudzała;-) Myślę że gdyby opowiadała cała historię od początku do końca to żaden Amerykanin nie wytrzymałby dłużej niż 10 minut. I tak obserwowaliśmy, że nasza grupa ciągle się zmieniała osobowo, i tylko parę osób było cały czas. W muzeum natknęliśmy się na trzeci tego dnia polski akcent a mianowicie ochroniarz który powitał nas poprawną polszczyzną  W kolekcji można zobaczyć m.in. „Odkrycie Ameryki przez Kolumba”, jeden z dwunastu krabotelefonów czy Abraham Lincoln. W ogóle nie zdawałam sobie sprawy że Dali malował tak wiele obrazów trójwymiarowych. Tzn że patrzysz na wprost widzisz np. trzy panie a jak skupisz wzrok to widzisz twarz..
DO końca oprowadzania dotrwał razem z nami Marine z Kaliforni który był bardzo ciekawy całej wystawy, zadawał mądre pytania, no w ogóle byliśmy w szoku, podobnie jak przewodniczka, że żołnierz na przepustce zamiast piwka i panienek;-) wybrał muzeum..
Z muzeum pojechaliśmy do Tampy, ale w związku z tym że miałam mały kryzys ta część dnia polegała głównie na zwiedzaniu samochodowym ;-)
Tampa składa się jakby z dwóch części. Jedna to dzielnica nowoczesna, gdzie są wysokie biurowce, druga to tzw Ybor City. Tą drugą przejechaliśmy wolniutko oglądając „zabytkowe” budowle z początku XX wieku. Stare magazyny, fabryki gdzie produkowano cygara, jeździ nawet zabytkowy tramwaj. Bardzo ładnie zachowane i utrzymane małe miasteczko.
Stamtąd pojechaliśmy do Tarpon Springs – namiastki Grecji w Ameryce. Ech.. prawie jak na Rodos;-) brakowało tylko Uli, brizerków i papieroska na balkonie;-) Nie no, oczywiście że do Rodos to się nawet nie umywało;-) Małe miasteczko nad wodą z greckimi knajpkami i sklepami z pamiątkami – greckimi. Kolację zjedliśmy w knajpie Mykonos. No tam muszę przyznać był klimat grecki w środku. I nawet część obsługi mówiła w tym cudownym języku. Zamówiłam horiatki i chicken souvlaki, a Jeż mniejszą sałatkę i zapiekane warzywa. Wszystko było nawet dobre ale to nie ten smak.. jednak warzywa greckie mają swój specyficzny smak i prawdziwą sałatkę grecką można zjeść tylko w Grecji.
Wróciliśmy do hotelu i szybciutko poszliśmy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Gelus
Ola i Jurek
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 17 komentarzy17 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
06.11.2009 - 24.11.2009
 
 
25.10.2007 - 19.11.2007