Geoblog.pl    Gelus    Podróże    Gelus i Jeż na Florydzie i płd wsch USA    Słodkie lenistwo.. czy aby na pewno?
Zwiń mapę
2010
07
wrz

Słodkie lenistwo.. czy aby na pewno?

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Miami Beach
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10733 km
 
Rano na szczęście przywitało nas słońce. Po ciepłym śniadanku spakowaliśmy plażowe graty i wyszliśmy z hotelu UWAGA – ci, których wkurza że w Polsce jest kilkanaście stopni i deszcz a wakacje będą mieli dopiero w przyszłym roku, niech nie czytają następnych kilkunastu zdań gdyż będą one obfite w przemoc plażową i rozboje pogodowe, aczkolwiek deszcz również będzie występował.. ciepły ;-)
O czym mówiłam?? Aaa słońce…. Ciepło, gorąco, klimatyzowany samochód. Pojechaliśmy do czesci Miami zwanej Miami Beach, gdzie jak sama nazwa wskazuje są.. eee.. plaże
Przejechaliśmy przez część, która potem zwiedzaliśmy na nózkach i zaparkowaliśmy w nawet niezłej lokalizacji. Weszliśmy na plażę… Olbrzymia, szeroka, rozciągająca się po horyzont prawy i lewy ;-) jak na tak dużą plażę dość pusta, każdy spokojnie ma miejsce na swój grajdołek i na intymność ;-) Woda? Rewelacja, te mperatura odpowiednia, ciepła ale nie zupa, można pływać, skakać przez fale, no własnie, wspaniałe fale, no ideał. Bawiliśmy się w wodzie jak dzieci. Opalaliśmy się trochę ale było trudno bo słońce dość ostro grzało. Po jakichś dwóch godzinach na niebie zaczeły pojawiać się chmurki, chmury, chmurzyska. Wyglądało to niesamowicie bo np. cześc plaży była w cieniu, częśc w słońcu, podobnie woda. Chmury zaczęly się robić bardzo ciemne ale jakoś nikt specjalnie się tym nie przejmował, my również. Każdy siedział tylko i patrzył co to będzie. No i było.. Zaczęliśmy się zbierać i w tym momencie spadły pierwsze krople. Jeż był ubrany, Ja miałam przebraną górę i byłam w bluzce i majtkach od kostiumu. Stwierdziłam, że nie będę wyjmować spódnicy z torby to chociaż będzie sucha. Zaczęliśmy biec razem z innymi ale deszcz już się na dobre rozpadał. Wszyscy się śmiali, niektórzy wydawali okrzyki bojowe, większość ludzi uciekała w kostiumach. Na chwilę schroniliśmy się pod jakimś dachem, ale stwierdziliśmy że do samochodu już blisko i mokrusieńcy wsiedliśmy do niego. Poczekaliśmy aż przestanie padać, trochę się wysuszyliśmy, ja się ubrałam i ruszyliśmy na zwiedzanie zaczynając od Starbucksa  Wybór okazał się trafiony w dziesiątkę, gdyż znowu trochę popadało.
Poszliśmy wzdłuż Ocean Drive, ulicy przy której stoją budynki w stylu art deco, który tworzy lekko snobistyczną atmosferę. To tutaj stoi dom Versace, obecnie sprzedany na hotel, i przy tej ulicy został on zastrzelony. Miejscowy gaduła zatrzymuje nas i pyta skąd jesteśmy. Uzyskując odpowiedź mówi: jeszt pani bardżo ładna. No proszę jak się ładnie nauczył ;-)
Podeszliśmy do Collins Ave. i tam wsiedliśmy w autobus żeby kawałek podjechać. Ten kawałek to okazała się spora ilość przystanków, czyli niezły odcinek przeszliśmy. Wysiedliśmy przystanek wcześniej niż Jeż myślał ale okazało się, że bardzo dobrze bo po drodze była suszarnia i pyszne , tanie sushi ;-) świeżutko robione na naszych oczach oczywiście. Pełni sił ruszyliśmy do Lincoln Road. Był to deptak bez ruchu samochodowego, ze sklepami i knajpami. Naszym celem była niemiecka knajpa, którą polecił nam Marek z Florydy ;-), ze względu na duże kufle do piwa. Oczywiście była pod koniec deptaka, Hofbrau Munchen, Marek mówił o trzy litrowych kuflach, były dwu litrowe, ale też dają radę he he. Niestety skończyło się tylko na zrobieniu zdjęcia Jeża z kuflem bo Jeż kierowca. Potem jeszcze spory kawałek przeszliśmy do samochodu i objeżdżając parę miejsc wróciliśmy do hotelu.
Trochę odpoczęliśmy, obejrzeliśmy standardowo czerwone paski na ciałach w miejscach gdzie się nie posmarowaliśmy mleczkiem i poszliśmy zrobić pranie. W trakcie prania drinkowaliśmy w hotelowym barze.
Wieczorkiem poszliśmy na spacer do Bayside Marketplace, bardzo przyjemnego miejsca ze stoiskami i z knajpami. Wychodząc z hoelu natknęliśmy się na młodą Polkę, która mieszka w Stanach 5 lat i chodzi do pobliskiego College, a w Polsce mieszkała w Warszawie na Tarchominie;-) Porozmawialiśmy chwilę i poszliśmy do portu. Usiedliśmy na placyku gdzie był koncert dobrego rock ‘n rolla, zamówiliśmy piwo i…. mojito ;-) i podrygiwaliśmy w rytm muzyki. Panowie zrobili przerwę, jakieś 15 minut, po czym zaczęli grać a wraz z pierwszymi taktami zaczął padać deszcz. I podobnie jak rano parę kropel przerodziło się w olbrzymią ulewę ale zdążyliśmy pod dach. Poczekaliśmy na małą dziurkę w padaniu i przeskoczyliśmy do Bubba Gump na kolacyjkę. Tam wypiliśmy kolejną porcję i już trochę zrobiło mi się niedobrze, ale dałam radę;-) Niestety deszcz nie odpuszczał i musieliśmy przebiec do hotelu. Dobrze, że nie było daleko więc jakoś bardzo mokrzy nie byliśmy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Gelus
Ola i Jurek
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 17 komentarzy17 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
06.11.2009 - 24.11.2009
 
 
25.10.2007 - 19.11.2007